poniedziałek, 28 września 2015

Być chudą jest najważniejsze.

Być chudą jest najważniejsze, będę najchudszą dziewczyną w szkole. Będę chudsza od tej dziewczyny, i nawet chudsza od tamtej. Będę jeszcze chudsza od najchudszej dziewczyny w klasie. Będą chciały wyglądać jak ja. Prosiaczki. Będę najchudsza. Najchudsza. Chuda. Chuda. Chuda. Chuda. Chuda.
Nie mam ochoty na żadnego batonika, na żadną słodką bułkę. Jestem głodna, ale nie kupię tego. Nie zjem tego. Nie mogę. Muszę się karać głodem i niejedzeniem słodyczy i innych śmieci. Bo to jedzą tylko prosiaczki. Nie chcę być prosiaczkiem. Jestem silna, nie zjem tego, nie potrzebuję. Kocham głód, kocham czuć się lekko, zasługuję na to. Zasługuję. 
Nie mam ochoty na chipsy, zjem coś lekkiego i zdrowego. Nie będę miała wyrzutów sumienia, nie będę płakać. Nie złamię się. Bo jestem silna i dam radę. Będę tamtą chudą dziewczyną ze zdjęcia, które pokazałam chłopakowi. Powiedział, że jest śliczna. Rozpłakałam się. Powiedział, że myślał, że to ja, że wyglądam podobnie. Nie poznał mojego ciała. Jak mógł tak mnie zranić mówiąc, że jestem podobna do niej, do tej idealnej drobinki. Ona jest śliczna. Ona jest śliczna. Ona jest śliczna. Śliczna. Śliczna. Powiedział to. Ale ty nie jesteś śliczna, jesteś gruba, obleśna, spasiona tłusta świnia. On nie uważa, że jesteś piękna. Nie jesteś drobniutką kruszynką dla niego. Jesteś masą, szkodliwą masą dla otoczenia. Zrobię wszystko żeby wyglądać jak ona. Zrobię to dla Niego. Zrobię to dla Niego. Dla Niego, będę najchudsza. To mój cel. Moja motywacja. Będę wyglądać jak ona. Będę wyglądać jak ona. Mój cel. Moja motywacja.
Moje myśli wczoraj, po jego słowach otworzyły mi oczy. Nie poznał mojego ciała, jak mógł mnie nie poznać. Nie poznał ciała, którego zna tak dobrze, jak nikt inny. Ale nie poznał go. Bo ono nie było moje. Należało do Ślicznej. Ale dzięki bólowi, które paliło mnie w piersiach, dostałam silny zastrzyk motywacji. Jak jeszcze nigdy. Choćbym miała się głodzić, będę się podobać mojemu ukochanemu. Będę wyglądać jak ona, i będę szczęśliwa. 
Moje myśli rano i w szkole. Oglądając koleżankę z klasy, tłuściutką blondyneczkę, która jadła sobie batonika. Patrzyłam jak je, i wmawiałam sobie, że nie mogę, że nie mam ochoty, że nie zasługuję. Nie chciałabym wyglądać jak ona. Chcę być chuda. Chudziutka. 
Moje myśli w sklepie, doprowadziły mnie tam z głodu. Ominęłam dzielnie półki ze słodyczami i innymi paskudztwami. Kupiłam owoce. Byłam z siebie dumna. 
Przychodząc do domu nie rzuciłam się na jedzenie jak nigdy. Pomyślałam o Nim, że robię to dla niego. Żeby nigdy nie musiał się za mnie wstydzić przy znajomych, przy ich dziewczynach. Nie będę gorsza. 
Ograniczanie kalorii z dnia na dzień idzie mi lepiej, nie chciałam od razu być na niskich bilansach, ponieważ początki tego są bardzo trudne i mogłabym nie wytrzymać. 
Wczorajszy dzień niestety zwaliłam, miesiączka mi się zbliża i zawsze mam tak, że tego po prostu nie kontroluję. Dodatkowo rodzinny obiadek też mówi sam za siebie. Tradycyjna kuchnia szczęściem dla świnek... Ale dziś póki co dzień jest wygrany. Z czego bardzo się cieszę. 
Dziś Dama Śmierci nie szeptała mi do ucha. Nie spotkałam jej. Nie widziałam. Nie chciałam widzieć. 

ś - 2 kromki chleba razowego z masłem, 1 jajko,  3/4 małego pomidora, herbata zielona.
2ś - cappy.
p - jabłko.
o - 2 jajka, 1 i pół kromki chleba razowego, herbata zielona.
k- brzoskwinia, herbata zielona 
 razem = 766 kcal. 
 ♥




 ♥
Dziękuję za wszystkie komentarze. Jesteście Kochane. 

niedziela, 27 września 2015

Jest mnie za dużo.

"Nie mogłam jeść, i to nie z obawy przed utyciem, ale dlatego że dusił mnie ten chory, smutny świat. Wypełniał mnie i nie pozostawiał miejsca na jedzenie." 
 
Na temat wczorajszego dnia nie chcę się nawet wypowiadać. Uległam i przegrałam. Ale nie poddaję się, bo było minęło, a dziś jest dziś. Ale nawet moja motywacja nie sprawia, że czuję się lepiej. Czuję się gorzej, słabiej. Atmosfera w domu mnie wykańcza, mój braciszek, którego chętnie bym wypatroszyła i rzuciła jego truchło do gwałcenia sępom. Tak wiem co sobie pomyślicie, teoretycznie nie traktuję go jak brata. Nienawidzę go. Ma dwadzieścia lat, ale to jedno z najgorszych paskudztw na świecie. Nigdy się nie zmieni, wiem to. Chciałabym jak najszybciej odciąć się od tego wszystkiego. Mojej fałszywej siostrzyczki. Braciszka. I niezrównoważonych psychicznie rodziców. Ale przecież to ja jestem zła. Oczywiście, że ja, Jedyna czarna owca w rodzinie. Diabelskie nasienie. Szatan. Mój ojciec uważa, że jestem plagą w jego życiu. Nienawidzi mnie od klasy drugiej podstawówki. Uważa, że jestem opętana przez demona, bo przy spowiedzi świętej uciekłam z konfesjonału, ze strachu przed dziwnym księdzem. Byłam zestresowana. Ale to przecież demon mnie kieruje. 
I znowu jutro szkoła. I znowu męczące pięć dni. Ciekawe czy w ogóle do niej pójdę... 
Chciałabym być malutką, delikatną porcelanową laleczką. Być tak blada, niemalże przezroczysta, lekka jak piórko. 
A nie, tłustym czymś. Z twarzą prosiaka. Jest mi wstyd, za wszystkich, którzy muszę mnie znać. Nie jestem ani dobrą dziewczyną, ani córką, siostrą czy ciocią. Nie jestem dobrą przyjaciółką i koleżanką. Wszyscy uważają mnie za potwora. Może to ze mną jest coś nie tak? 
 
Sny o Pani Śmierci powróciły. I czuję jej chłodną dłoń na ramieniu. I każdej nocy, przeszywa mnie ów dłonią w klatce, starając się wyrwać serce. Wyrwać i zgładzić. I każdego poranka, kiedy się budzę, czuję ogromny ból w tym miejscu, aż brak mi tchu. Czuję jej obecność wszędzie, w każdej chwili. Słyszę jej cichutki śpiew o lepszym miejscu. Zachęca... Chcę jej ulec, poddać się cudownym pieśniom... Chcę złączyć się z nią w śmiertelnym pocałunku, pragnę zobaczyć ten świat i uwolnić się od bólu istnienia. Czy nadszedł ten czas...?
 
Potrzebuję wsparcia, ogromnej motywacji i potężnego kopa do działania. Nie chcę dziś zawalić. Nie chcę być słaba. Nie chcę czuć do siebie wstrętu i odrazy. Nie chcę siebie nienawidzić i płakać przed lustrem. 
Chcę być kruszynką. 
Laleczką. 
Dziękuję za Wasze komentarze, to miłe co piszecie, i jesteście. Ale nie mogę się zgodzić co do mojej figury. Nie jest ona nawet w połowie taka jaka ma być. Nie czuję się tak jak powinnam. Jeszcze dużo mi brakuję. 
Jeszcze. 
 
 ♥
 
 


czwartek, 24 września 2015

Lodowate wnętrze kości.

Dzień dobry Chudzinki, 
Znów piszę, bo tak. Mam taką potrzebę. Mimo, że momentami dosięga mnie ogromna pustka, która zalewa me rozpaczliwie chłodne cielsko plamą. Tonę w morzu atramentu, ów który wypełnia me suche, kruche kosteczki sobą, każdą wyschniętą komórkę sprawiając bym ożyła, bym wstała i męczyła się jeszcze troszkę. Fala lodowatego atramentu zalała bezpieczną strefę, z gorsetu z kości wylewa się litrami atramentowy tłuszcz, ogromne ilości krzyków kalorii. Krzyki, krzyki, krzyki...
Pękłam. 
Jak napuchnięta bańka. 
Pękłam. 
Z głośnym hukiem, oświadczającym porażkę. 
Przyznałam się przed samą sobą, niedawno będąc w sklepiku. 
Pochłaniając wzrokiem mini pizzę, hamburgera. 
Rozkoszując się tym zapachem. 
Znów przechodząc wzrokiem na różnorakie słodkości. 
Przyznałam się przed sobą. 
Jestem anorektyczką
Boom. 
Od tamtej pory zmieniam się z dnia na dzień, i każdego dnia odkrywam w sobie inne osoby. Moje ciało jest jak hotel dla martwych dusz. Jestem porcelanowym naczyniem na ich ból, kryjówką przed strachem dla nich i lękami. Wielkim murem chroniącym ich przed demonami. 
Wszyscy tak twierdzą, że mam paranoję. W ich oczach jestem tylko wariatką. Ze względu na inne postrzeżenie świata. Ale czy to prawda? 
Tak wiele się dzieję, tak wiele różnych doświadczeń mnie spotyka. A ja potykam się jedynie o słowa. I uciekam. Uciekam bo wiem, że nie dam rady. Uciekam bo wiem, jak bardzo słaba jestem uciekam, uciekam, uciekam daleko poza. Uciekam bo tylko tak udaje mi się przetrwać. Każdy radzi sobie inaczej z otaczającym go światem, każdy zna swoje sposoby. Ale kiedy świat rozumie Twój strach, a ludzie, na których Ci zależy nie, to jaki jest sposób by przetrwać życie wśród nich. 
Milczenie. 
Cierpię na nadsenność. Jestem zmęczona kiedy budzę się ze snu, jestem zmęczona każdą czynnością i już nie rozumiem, czy sen mnie zabija czy koi rany. Nie wiem już nic, nie wiem. 
Znowu nadchodzi to głupie uczucie, myśli wkradające mi się do głowy. Szepczące te same kołysanki. Szkoła, szkoła, szkoła. Piątek. Tylko pięć lekcji, dam radę nieważne, że nie mam notatek, nieważne czy nie mam pracy domowej, nie ważne ile jedynek dziś dostanę, ile uwag za wczorajszą nieobecność. To jest nieważne. Wczoraj nie byłam w szkole, ale oni nie potrafią tego zrozumieć. Powinnam chodzić do szkoły bez względu na cokolwiek innego. Szkoła jest najważniejsza. Co to za bzdury.
Nienawidzę tej niepewnej przyszłości.
*** 
ś: 2 x jajko na twardo (156)
dwie kromki chleba (120)
masło (38)
2 x łyżeczka miodu (78)
2ś: 3 wafle ryżowe musli (120)
o: ziemniaki, sos grzybowy, buraczki (~210)
p: 2 pierniczki (101)
cappuccino (70)
cukier (40)
k: rzodkiewki (6)
masło (38)
2 plastry sera (98)
kromka chleba razowego (98)
razem= 1173 kcal
***

moje obleśnie grube nogi i biodra. zabijcie mnie za to.




wtorek, 15 września 2015

Chwilowa akceptacja.

Witam Wszystkich. 

Chciałabym Wam pokazać jak wyglądałam dwa miesiące temu. Niedługo dodam aktualniejsze zdjęcia. No ale porównania dużo mi dały. Szkoda, że nie mam starych zdjęć z gimnazjum.
Co jakiś czas będę dodawać tu również inne zdjęcia. Póki co nie mam siły na twórcze pisanie, tudzież wywody codziennego życia. 
Jest ze mną gorzej. Był taki moment, kiedy przez chwilę lubiłam siebie. Stąd ten post. 
Chwilowa akceptacja. Jest to Wam znajome? 
Tęsknie za Wami. 
Trzymajcie się cieplutko. Ta noc będzie cholernie chłodna. 

*
 *

czwartek, 3 września 2015

Panika.

Dzień dobry, moje Drogie.
Po przeczytaniu komentarzu z wczoraj doszłam do wniosku, ze poniekąd macie rację. 
Teoretycznie, każdemu, na którym na nas zależy i każdy kto się o nas martwi, a my brniemy drogą do otchłani, wiedząc co spotka nas na samym końcu to egoizm. Wiem, ze myślę o sobie, a to dlatego, że nigdy nie mogłam tego robi. Nigdy nie robiłam nic dla siebie ale dla innych. Mój facet, również po części jest egoistą, robił wiele rzeczy dla siebie, które były niebezpieczne, a ja musiałam siedzieć cicho. Nasz związek jest dosyć dziwny, trudny. Trwa dwa lata, już ponad. 
Problem zaczyna się wtedy kiedy wynajduję kompromis. Jem  zdrowo, w określonych bilansach i ćwiczę. Zabronił mi ćwiczyć. Trochę go rozumiem, ale skoro na w-fie muszę ćwiczyć a poza domem nie, to jaki to problem. Rok temu miałam operację kolana, przypuszczają zwyrodnienie stawów w tak młodym wieku. Ale nie chodzi o to, żebym całymi dniami leżała jak foka w łózku tylko się ruszała. 
Powiedział "trochę". W ostateczności pokłóciliśmy się bo szybko zmienił zdanie. Powiedział, że mogę robić co chcę... 
Najbardziej boli mnie fakt, że uświadomiłam go, że mogę być w ciąży. Może spanikowałam. I to bardzo. Teoretycznie to wcale niemożliwe. Ale zawsze istnieje minimalne ryzyko. Kiedy mu o tym powiedziałam, strasznie się wkurzył. Powiedział, że się zabiję. To okaz jego wsparcia dla mnie, i przysporzył mi jeszcze więcej stresu niż zwykle. Teraz cały czas się zastanawiam, gdybym faktycznie kiedyś wpadła, zostawiłby mnie? 
Brak miesiączki to stres, lekkie przeziębienie no i moja niedowaga. Zawsze był nieregularny, powinnam mniej o tym myśleć, ale za bardzo naczytałam się internetu. I po jego słowach totalnie się załamałam. Wiem, że mnie kocha. Ale chyba po swojemu.
Wracając do dalszych pytań, komentarzy.    
Jak to zrobiłam? 
Mniej jadłam, nic nie jadłam, piłam, ruszałam się dużo. Trochę wagi utraciłam przez depresję. Dużo spałam. Piłam. Kilka lat temu, wyszłam z bulimii, która ma wpływ na moje życie. Nawyki do tej pory zostają. Ale wyszłam z tego, sama... Więc o to moje siedem kilogramów niedowagi w czystym destrukcyjnym akcie. 
Może to próba zwrócenia na siebie uwagi, poczucia silnej potrzeby atencji, wsparcia i miłości, którą otrzymuje jedynie od chłopaka oraz przyjaciół. Nie rodziny, to chyba najsilniejsze. 
Potrzeba podobania się sobie, i spełnienia przynajmniej w jakiejś mierze wyglądem. 
Co do moich włosów, nie rozjaśniałam ich, też mi nie pozwolił. Przynajmniej w tym miał rację, popełniłabym błąd... Ścięłam je, co mogło go bardziej wkurzyć. Gdyż moje włosy sięgały pasa, a teraz? Nawet nie sięgają ramion.

Tymczasem wychodzę już do szkoły. Autobus zaraz przyjedzie. Druga klaso liceum, nadchodzę! 
*
 *
 

Raz, dwa, trzy... Lęki - Ana oraz łzy.

Witajcie, Kochane. 
Bardzo przepraszam za tą długą nieobecność. Wiele się działo, bardzo wiele. Nie mam pojęcia jak to wszystko opisać. Teoretycznie to mój chłopak spowodował, że jakby poniekąd czuję się dobrze ze sobą, bo utwierdza mnie w tym, że może czterdzieści osiem kg to bardzo mało i mam siedem kilo niedowagi, oraz, że mam cudowną sylwetkę i nie muszę się odchudzać. Bo mu się bardzo podobam, a to chyba jest najważniejsze? Wciąż pamiętaj jak kiedyś mi przypadkowo powiedział, jak pierwszy raz się spotkaliśmy i ważyłabym z 60+ nie byłby ze mną. Bo nie podobają mu się grube. Oczywiście płakał, kiedy mu to wypomniałam. Wiem, ze żałuję tych słów. Ale podobno mnie wtedy nie znał. A zakochał się w moim wnętrzu, więc co on mi pierdoli? Teoretycznie, niańczy mnie. Wiem, że się martwi. Ale jego martwienie przeradza się w agresje, kiedy słyszy/widzi jak jem. Bardzo się denerwuje. Mówiąc, że umrę przez to, że to zawsze się tak zaczyna. Ale ja wiem o tym. Chodzi o to, że tak by się nie stało, gdybym, schudła kilka kilogramów, przy jego kontroli itd. Potrzebuję jego wsparcia. Tak więc, jego kontrola przerodziła się w całkowitą kontrolę. Nie mogłam tu wchodzić. Nie mogłam się odchudzać. Musiałam jeść. Przy nim, jeśli nie jadłam, on też nie jadł. Był incydent na wakacjach, kiedy nie jadłam nic prawie przed dwa dni on również, tylko, że on jest na diecie, chodzi na siłownie i co się stało? Zasłabł, miał krwotok z nosa. Tłumaczył się pogodą. Ale nawet jego ojciec potwierdził to, że na pewno nic nie jadł. Te wakacje, były dziwne. Smutne i szczęśliwe. Ale nie będąc tutaj czułam się pusta. Zawsze kochałam pisać. Tylko coś mi to odbierało. Chcę podobać się sobie, nie jemu. Czy dobrze robię? Bo zawsze chodziło o to aby odchudzać się dla niego, żeby to mu się podobać. Ale zawsze tak było. Więc co teraz? Kiedy ja patrzę na siebie w lutrze z żalem i łzami w oczach i myślach, że jestem ohydna. Gdy po kilku chwilkach moje myśli automatycznie się zmieniają, bo przecież jestem szczupła, i nie potrzebuję tego prawda? 
Niestety moje destrukcyjne myśli częściej mnie nawiedzają. Jest ich więcej. 
Nie chcę tego. Nie chcę tego. Nie chcę tego. Nie chcę tego. 
Chcę kochać też siebie. chyba za wiele wymagam.

Co u Was Kruszynki?